Aktualności

W wakacje ogłosiliśmy konkurs na najciekawszą relację z wyprawy po Dolnośląskiej Krainie Rowerowej. Spośród nadesłanych prac najbardziej spodobała nam się relacja Kamila z Poznania, którą możecie przeczytać w artykule.

Po ogłoszeniu pandemii przez Światową Organizację Zdrowia i zamknięciu przedszkoli, postanowiłem skorzystać w połowie marca z przysługującego mi zasiłku opiekuńczego i dnia wolnego. Była piękna pogoda za oknem, więc w miarę rozsądku nie było co za dużo siedzieć w domu i trzeba było się wybrać w miejsca, w których można uniknąć skupisk ludzkich. Wypad do Doliny Baryczy chodził mi po głowie już kilka lat. Jednak dopiero pojawienie się dziecka i z związku z tym kupno przyczepki rowerowej było impulsem do zwiedzenia tego wyjątkowego miejsca.

 

Rok wcześniej odwiedziliśmy Krośnicką Kolej Wąskotorową, skąd po przejażdżce kolejką, z synem w przyczepce, dojechaliśmy do Milicza i dalej trasą dawnej kolejki wąskotorowej do Grabownicy. Tam zrobiliśmy sobie przerwę na pyszną rybę w restauracji. Później pojechaliśmy dalej na wschód podziwiać pałac myśliwski w Mojej Woli. Zaliczyliśmy wtedy trasę liczącą ponad siedemdziesiąt kilometrów. Po zeszłorocznej wyprawie rowerowej po wschodniej części Doliny Baryczy czułem niedosyt i postanowiłem, że muszę wybrać się tam ponownie zaczynając od Żmigrodu. Nie sądziłem jednak, że ten drugi raz nastąpi to tak szybko.
Z Poznania do Żmigrodu drogą ekspresową można dojechać samochodem w nieco ponad godzinę, więc odległość ponad stu dwudziestu kilometrów nie stanowi problemu.

Zaplanowałem trasę ponad siedemdziesięciu kilometrów, a samą przygodę z Doliną Baryczy tym roku zaczęliśmy pod Zespołem Pałacowo-Parkowym w Żmigrodzie, gdzie na parkingu zostawiliśmy samochód. Po kilku minutach przygotowania roweru, przyczepki i spakowania bagaży, mogliśmy ruszać w drogę. Warto wspomnieć, że przy wjeździe na parking znajduje się jeden z kolorowych karpi, na które dzisiaj „polowaliśmy”. Ruiny Pałacu Hatzfeldów oraz przylegający park są zadbane i mam wrażenie, że zawsze na zdjęciach wychodzą pięknie. Już od samego terenu pałacu, zaczynając od alei dębowej, można zachwycać się pięknem okolicy jadąc wzdłuż rzeki Barycz, skąd aż do Książęcej Wsi ciągnie się niedawno wybudowana bardzo dobrej jakości droga rowerowa, idealna dla zestawu rower – przyczepka - dziecko. Do wsi Jamnik na odcinku siedmiu kilometrów mieliśmy kilka postojów na robienie zdjęć okolic Baryczy.

Czar prysł jakieś dwa kilometry za Książęcą Wsią. Betonowa droga dla rowerów skończyła się w lesie, a że trwała wycinka, to droga Gruszeczki była praktycznie nieprzejezdna. Przez część drogi trzeba było pchać cały zestaw, a raz zaliczyliśmy nawet przewrócenie przyczepki - na szczęście nic się nie stało. Znalazłem informację, że Książęca Wieś ma być połączona z Gruszeczką brakującym odcinkiem drogi rowerowej. Wtedy od Żmigrodu, aż do Grabownicy będzie można w pełni korzystać z infrastruktury dla rowerów i wybrać się na całodniową wycieczkę nawet z dziećmi.

Po prawie godzinie na leśnym dukcie dotarliśmy do Gruszeczki, skąd mogliśmy nadrobić stracony czas mknąc dobrej jakości ścieżką rowerową trasą dawnej kolejki wąskotorowej. Na parkingu w Sułowie zatrzymaliśmy się tylko chwilę, aby zobaczyć wyeksponowany tam wagon kolejowy. Parę kilometrów dalej we wsi Pracze przy szlaku zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę korzystając z małej architektury turystycznej. Uzupełniliśmy kalorie i dalej do Milicza droga przebiegła bez większych problemów. Tak jak rok temu zatrzymaliśmy się na dawnej stacji wąskotorówki Milicz-Zamek. Znajduje się tam plenerowe akwarium z rybami zasiedlającymi okoliczne stawy, ekspozycja wagonów kolejowych i wystawa o lokalnej historii. Syn kilkanaście minut obserwował karpie, szczupaki, sumy i jesiotry pływające w akwarium. Kolejnym celem był sklep Browaru Milicz, gdzie zakupiłem dwie butelki lokalnego piwa. Wróciliśmy z nimi do domu, żeby żona mogła też spróbować, bo ostatnio się upomniała, że z wypraw rowerowo-przyczepkowych nic jej nie przywozimy. Wyjeżdżając z Milicza odwiedziliśmy park i Pałac Maltzanów położony na zachodnim skraju miasta, gdzie zaliczyliśmy kolejną rybę na Kolorowym Szlaku Karpia.

 

W kierunku Żmigrodu wracaliśmy drogą wojewódzką 439. Na szczęście ruch samochodowy jest tam nieduży. Po drodze zatrzymywaliśmy się jeszcze kilka razy. Najpierw w Sułowie na pochyłym rynku otoczonym kamieniczkami. W jednej z nich znajduje się Towarzystwo Przyjaciół Sułowa, gdzie nocował kiedyś Juliusz Słowacki, o czym informuje tabliczka na budynku. Przy stawach nieopodal Rudy Sułowskiej obserwowaliśmy liczne ptaki. W Niezgodzie odbiliśmy w lewo na Rudę Żmigrodzką, przejeżdżając przez malowniczy Rezerwat Olszyny Niezgodzkie i wróciliśmy do Jamnika. W marcu dni są jeszcze krótkie, więc na parkingu przy ruinach Pałacu Hatzfeldów w Żmigrodzie zjawiliśmy się krótko przed zachodem słońca. Syn z wycieczki wspomina liczne ptactwo, które mogliśmy podziwiać po drodze, kolorowe figury karpi, ekspozycję taboru kolejowego i plenerowe akwarium w Miliczu. Ja ponownie zachwycałem się dobrą infrastrukturą rowerową oraz pięknymi krajobrazami stawów Doliny Baryczy. Zakładany plan udało się w pełni wykonać, spędziłem z synem czas na świeżym powietrzu, a na szlaku mijaliśmy pojedynczych rowerzystów, więc zalecany dystans społeczny udało się zachować.

Wyjazd uważam za trafiony, a sam syn zasnął krótko po powrocie do Poznania. Ja zaliczyłem kolejną gminę na rowerze i wykręciłem ponad siedemdziesiąt kilometrów ciągnąc ważący około czterdziestu kilogramów zestaw składający się z roweru, przyczepki, syna i prowiantu na drogę. Czy wrócimy w te okolice? Na pewno! Czekamy na ukończenie Dolnośląskiej Autostrady Rowerowej z Trzebnicy do Żmigrodu.

Nasza witryna wykorzystuje pliki cookies, m.in. w celach statystycznych. Jeżeli nie chcesz, by były one zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Więcej na ten temat...